sobota, 22 grudnia 2007

Christmas Is All Around Me

Zainspirowany zamiast wpisem iskannowym, w tenże sposób chcę wyrazić to co teraz właśnie jest all around. Przywołuje ono tę otaczającą atmosferę w dość specyficzny sposób (przez co wrażliwsze jednostki niekoniecznie akceptowalny), ale jak dla mnie to jest The Best Christmas song ever ;)



Wesołych dla wszystkich! :)


ps. a te co wrażliwsze istoty proszone są od razu o przejście pod wymienioną na wstępie inspirację. Tam jest i atmosferycznie i klimatycznie i jednak bardziej tradycyjnie :)

ps2. a że jutub nagminnie usuwa (a przynajmniej blokuje możliwość osadzania), to tu jest link, którego może nie usuną

poniedziałek, 10 grudnia 2007

Gwiazdki Blogfroga dla Bloggera

Eskey, niestrudzenie experymentujący informatycznie "zawziął się" i opublikował skrypt pozwalający wstawić widget z gwiazdkami do głosowania w BlogFrogu na blogach na Bloggerze. Efekt (zadowalający, a nawet bardzo dobry ;) widać m.in. w stopce tego posta.

Przyznam że już próbowałem dodać wklejkę do głosowania do tego bloga, ale trywialne metody, opisane na BlogFrogu i pozwalające łatwo wstawić widget na blogi bloxa czy też oparte o WordPressa, w przypadku Bloggera zawiodły, a jako leniwemu z natury nie chciało mi się wgłębiać w zawiłe formuły kodów i skryptów.

Dobrze że są tacy, którym jednak się chce i zupełnie bezinteresownie wspomagają twórców serwisów, czy wręcz ich wyręczają czy tworzeniu narzędzi, które przecież promują również dany serwis. Ale blogosfera właśnie tak działą, wystarczy wspomnieć produkcję wtyczek czy motywów dla WordPressa. BlogFrog jest "bloxocentryczny" (co nie dziwi), ale wygląda na to, że najłatwiej dodawać wklejkę z gwiazdkami wcale nie na bloxy, lecz właśnie na blogi pisane z wykorzystaniem CMS'a WordPressa.

Teraz, dzięki skryptom eskeya, praktycznie wszystkie liczące się platformy blogowe polskiej blogosfery mają możliwość w pełni aktywnego uczestniczenia w BlgFrogu, co powinno mieć odzwierciedlenie w ilości i przede wszystkim jakości ocenianych przez BlogFroga blogów i przedstawić pełniejszy obraz polskiej blogosfery.

A skoro tak górnolotnie mi wyszło, to niezawodny znak, że pora spać.
Dobranoc państwu ;)

Update kilkanaście godzin później: Już po napisaniu tegoż, przeczytałem komentarz Roberta Sołkiewicza na blogu eskeya. Robert otóż zastosował najprostsze z możliwych rozwiązanie (najprostsze nie znaczy, że było łatwo ;) przed nim jakoś nikt na to nie wpadł) - po prostu wykorzystując metodę podaną na BlogFrogu (tak, tą o której wspominałem, że nie działa) odnalazł kawałek kodu Bloggera odpowiedzialny za permalink wpisu i ... podał na tacy (tj. na swoim blogu) gotowy sposób.

sobota, 1 grudnia 2007

Komentuj z OpenID

Skoro napisałem na zielonym blogu, to tu, gdzie rzecz się dzieje muszę tym bardziej ;)

Co prawda tego bloga nikt nie czyta, ale za to czasem, bardzo rzadko ktoś się pomyli i skomentuje. A skoro tak, to informuję, że można komentować tego blogaska używając do tego identyfikatora OpenID. Jak to zrobić detalicznie wyjaśnia Blogger in Draft, a po polsku przybliża nieco zielony bloger, czyli ja ;)

A ponieważ nie ma tu czego komentować, to i tak nikt nie sprawdzi czy to działa. No to sam sobie sprawdzę ;)

Korzystając z okazji, że już coś tu piszę, wypróbowuję sobie Flockowego Blog Edytora - w sumie taka sama funkcjonalność jak w wordpressie, ale o niebo lepiej niż w natywnym edytorze Bloggera ;)

Blogged with Flock

środa, 14 listopada 2007

Takie tam blogowe newsy ;)


  • Skromny ze mnie przypadkowy obserwator i kudy mi do reuptake, ale korzystając z chwilowej niedyspozycji Blogfroga, która sprawiła, że ten mój nieco zapomniany blogasek jest w TOP100,

    • frogrankiem podobno nie należy się zbytnio przejmować, bo jest to tylko jedna z wielu funkcjonalności blogfroga (uboczna zresztą i wcale nie najważniejsza)

    • ale że wszyscy lubimy rankingi, więc każde wahnięcie i spadnięcie lub wzrost staników czy też symbiana odnotowywane jest skrzętnie ;)

    • no i niestety ten blog już nie jest w TOP100 - ranking wrócił do jakiej-takiej stabilnej formy, a ja nie zdążyłem z wpisem ;)

  • to sobie spróbuję też popełnić wpis w nettowym ul li stylu ;) co wbrew pozorom wcale nie jest takie łatwe i wymaga większej niż zazwyczaj dyscypliny

  • Z ważniejszych funkcji blogfroga: pojawiła się właśnie jedna bardzo ciekawa, mianowicie zakładka video (beta), pokazująca wszystkie filmiki umieszczane na blogach, które indeksuje blogfrog.
  • Fanatyk zaś opisuje nowe znalezisko: blogowisko.org - w tej chwili po prostu zwykły

    • nie taki zwykły, bo u nas praktycznie jedyny

  • katalog blogów i zastanawia się, czy może stanowić on konkurencję dla blogfroga

    • w ogóle Fanatyk ostatnio nabrał rozpędu i publikuje jeden wpis za drugim, chyba żeby zadać kłam pogłoskom o nudzie w blogosferze ;)

  • ja bym wolał, żeby blogowisko właśnie pozostało takim prostym a jednocześnie bardzo użytecznym i pożytecznym katalogiem polskiej blogosfery

  • konkurencją dla Blogfroga raczej nie będzie (i nie wiem czy ma w ogóle takie aspiracje), żaba ma mocne wsparcie kapitałowe (a gdy trzeba i medialne może mieć), bez dużego inwestora to będzie trudne do przeskoczenia.

  • no chyba że wszyscy się obrażą na blogfroga ;)

  • Wszyscy zaś i obrażeni i nie, mogą spotkać się dziś wieczorem na czwartym juz spotkaniu nieformalnego klubu blogerów biznesu: Yulbiz czwarty rozpocznie sie równo o dziewiętnastej, a tematem przewodnim będą pomysły zarabianie w interecie

    • bym chętnie posłuchał tych pomysłów, ale wieczór z rodziną - bezcenny :)

  • a warto mieć jakis pomysł, bo tym razem spotkanie nie jest przez nikogo sponsorowane i samemu trzeba będzie pokryć koszt wieczornych szaleństw (na pewno nie z tego powodu zapisanych blogerów jest mniej niż poprzednio) ;)

niedziela, 28 października 2007

Czy jesteś gotowy na atak zombie?

Krokami wielkim zbliża się bardzo polskie święto, zwane swojsko Halloween ;) Wraz z nim w nasze progi zawitają watahy przebierańców, chcących swym przerażającym wyglądem wyłudzić słodycze w zamian za zrezygnowanie ze straszenia.

Wśród tych przebierańców może czaić się... no właśnie, czy umiecie rozpoznać prawdziwego wampira lub zombie i odróżnić go od reszty nieszkodliwych przebierańców?

Znani z licznych publikacji z cyklu "in plain English" (czyli na nasze "prostymi słowami"), takich jak m.in. co to jest RSS, jak korzystać z Wiki, czy z czym i dlaczego się je social bookmarking ;) ludzie z Common Craft stworzyli kolejny film edukacyjny: Zombies in Plain English, czyli krótki acz intensywny poradnik, jak być gotowym i przetrwać w najbliższych dniach atak zombie.


Oglądajcie i bądźcie gotowi, kto wie gdzie czają się jakieś zjawy lub sieroty po partiach zmiecionych ze sceny politycznej ;)

czwartek, 11 października 2007

In Rainbows. Czy jestem frajerem?


Wczoraj ukazała się nowa płyta zespołu Radiohead. Wydana została samodzielnie przez zespół, który od kilku już lat nie jest związany kontraktem z żadną wytwórnią. Płytę jak na razie można kupić tylko w internecie, na stronie zgodnej z tytułem płyty: In Rainbows. Cena to 40 funtów za ekskluzywny discbox (dwie płyty CD, dwie winylowe i dużo dodatków), który zostanie wysłany do nabywców dopiero na początku grudnia, ale za to w cenie zawarta jest płyta w wersji cyfrowej, do ściągnięcia ze strony. Podobno na początku przyszłego roku płyta ma też być dostępna w normalnej dystrybucji, ale już nie w tak ekskluzywnej wersji.

Płytę można kupić również tylko w wersji elektronicznej (w formacie MP3, 160 kbps) za dowolną, zaproponowaną przez kupującego cenę! Pisał o tym m.in. Alek Tarkowski na blogu Kultura 2.0, zastanawiając się za ile internauci będą ją kupować i czy zespołowi ten sposób dystrybucji się opłaci. Nie on jeden jest ciekaw, serwis Record of the Day uruchomił ankietę pod hasłem What price did you choose? w której pyta jaką cenę jaką kupujący zapłacili za download i z jakiego kraju pochodzą.

Nie jestem wielkim fanem zespołu, znam kilka płyt, czasem słucham OK Computer, ale po przeczytaniu dość entuzjastycznych recenzji (średnia ocen z tych dostępnych już na anglojęzycznej Wikipedii to 9/10) zdecydowałem się na zakup. Za całe 2,5 £) bo tyle właśnie (12-15 zł) wg mnie powinna kosztować i tyle jestem w stanie bez większych wyrzeczeń wydać na płytę zawierającą 10 utworów. Każdą płytę, nie tylko tą konkretną. Lekkim zgrzytem była konieczność dopłacenia 45 pensów na koszty obsługi płatności, ale niech tam.

Czy jestem frajerem?

Wygląda na to, że tak. Na polskim forum Radiohead znalazłem link do rapidshare, tamże chwalących się, że zapłacili za płytę całe 0,00 funtów - można i tak, nawet dodatkowej opłaty wtedy nie doliczają ;) Okazuje się, że Polak potrafi!, a może nie tylko Polak... A gdzie się podziały te argumenty, że piracimy tylko dlatego, że płyty takie drogie, że gdyby kosztowały 10 zł?... No to ta właśnie tyle kosztuje, albo i mniej i co? I też kradniemy.

Nie jestem święty, nie wszystko czego słucham mam w oryginale, wiem co to torrenty, p2p, allofmp3 itp. Ale wkurza mnie hipokryzja, opowiadanie, że to wszystko wina tych pazernych wytwórni i dystrybutorów, a kiedy okazało się, że można tych wrednych krwiopijców pominąć i zapłacić bezpośrednio twórcom i to zapłacić tyle ile dla nas płyta jest warta, to i tak wyszło jak zwykle.

Ech... to ja już wolę być frajerem ;)

Radiohead All I Need - chyba najbardziej mi się podoba z tej płyty:


PS. chyba się spodziewali, że ceny mogą oscylować wokół 1-10 pensów, stąd ta opłata za obsługę karty, żeby nie musieli do całego interesu dopłacać ;) Niecierpliwie czekam na wyniki ankiety z Record of the Day.

sobota, 6 października 2007

Spytaj polityka

A nie mówiłem? Jest szansa, że zobaczymy polskich polityków debatujących na YouTube. Już pod koniec lipca zastanawiałem się (zasugerowany przez Googla), czy to możliwe. I proszę, możecie mówić do mnie prorok ;)


Jak pisze AntyWeb, Gazeta Wyborcza organizuje na YouTube debatę wyborczą - od dziś do 14 października można nagrać i umieścić w serwisie YouTube swoje pytanie skierowane do dowolnego polityka, z wybranej partii lub do wszystkich (trzech największych) partii polskiej sceny politycznej. A które to te największe? ;)

Na debatę zaprasza pierwszy z-ca red. nacz. Wyborczej Jarosław Kurski, starszy brat bulteriera zresztą ;)



Najciekawsze pytania zostaną odtworzone 15 października podczas przedwyborczej debaty organizowanej przez Gazetę, a odpowiedzi polityków mają być opublikowane zaraz po debacie w portalu Gazeta.pl.

Teraz, gdy to piszę, pytanie jest tylko jedno, ale za to bardzo wymowne, skierowane do WSZYSTKICH polityków:


Ciekawe, czy najostrzejsze języki (pióra właściwie) polskiej politycznej blogosfery, te z prawa i z lewa jak również ze środka, zdecydują się również na tę formę politycznej wypowiedzi?


PS. dawno mnie tu nie było, a widzę że czasem ktoś jednak zagląda. Może czas odkopać tego bloga?

poniedziałek, 27 sierpnia 2007

A gdy w internecie nie zapłacisz kartą, to co Ci pozostanie?

Dosłownie przed kilkunastoma minutami dostałem maila od firmy eCard:

Uprzejmie informujemy, że w banku rozliczającym transakcje kartowe(VISA, MasterCard) trwa awaria. Przewidywany czas usunięcia awarii 5:00.

Za wszystkie utrudnienia serdecznie przepraszamy.

Nie, nie poinformowali mnie o tym z własnej inicjatywy. To odpowiedź na moje pytanie, dlaczego nie mogę zapłacić kartą za zakupy w sklepach internetowych, które to rozlicza właśnie owa firma.

Pięknie, nigdzie żadnego komunikatu, ani na stronach sklepów (to jeszcze rozumiem, w końcu jest ciemna noc, z niedzieli na poniedziałek i jeśli eCard ich nie uprzedził, to skąd mają wiedzieć), ani na stronie eCardu, ani na stronie autoryzacji - tam obowiązkowo powinna być!

Rozumiem, że awarie się zdarzają, ale skoro na maila mogli odpowiedzieć (i to nawet szybko, w ciągu jakichś 5 minut) to mogli się bardziej postarać i umieścić jakąś informację na stronie transakcyjnej, żeby klient się nie denerwował i nie wściekał po 3-ciej nieudanej próbie autoryzacji. Szczególnie że jest głucha noc i nie bardzo wiadomo gdzie o tej porze zadzwonić.

Jest godzina 5:05 i niestety nadal nie działa. Ktoś wie jaki to bank rozlicza te transakcje? Nie Millenium czasem?
Hura, o 5:15 się wreszcie udało. Mimo że właśnie dostałem maila od eCardu, że usuwanie awarii może się przeciągnąć do 5:40 ;)

Widać że się starają i w sumie taką awarię w godzinach nocnych, usuniętą przed godziną szóstą rano można by wybaczyć, w końcu nikt nie jest doskonały, ale niewybaczalny jest brak jakiejkolwiek informacji o awarii na stronie transakcyjnej. Mam nadzieję, że ktoś odpowiedzialny w firmie pomyśli o takiej możliwości (zastanawiam się, czy wysłać im tam linka do tego bloga ;)

Przy płatności kartą (a raczej przy braku możliwości zapłaty kartą) za zakupy w internecie jest wbrew pozorom większy problem niż gdzie indziej (nie napisałem "w realu", bo w sumie w internecie to też w realu, tylko trochę inaczej) - inna metoda płatności to "za pobraniem" co zazwyczaj jest sporo droższym rozwiązaniem. innym wyjściem jest korzystanie z banków interentowych (płacę z... czy mtransfer itp.), ale po pierwsze można akurat nie mieć konta w takim banku, a po drugie akceptacja zapłaty za pośrednictwem tych banków mogła też nie działać. Cóż zawsze można odłożyć zakupy do następnego dnia. No chyba, że są bardzo pilne ;)

Przy okazji przekonałem się, że WSiP dysponuje bardzo nędzną platformą handlu internetowego - po braku akceptacji ze strony eCardu, po automatycznym powrocie na stronę sklepu, usunęło całą zawartość koszyka, oczywiście nigdzie nie zapisując historii transakcji. Całą godzina poszukiwań przepadła. Merlin ma to lepiej rozwiązane (ale Merlin za to nie miał wszystkich książek, których zażyczyło sobie gimnazjum córki ;), gdyby miał, nie kupowałbym nigdzie indziej). I Merlin i WSiP dają rabat 10% i darmową przesyłkę: WSiP od zamówienia powyżej 100 zł, a Merlin powyżej 200 zł - szczęśliwie właśnie tak mi się rozłożyły koszty zakupu :)

A już zupełnie na marginesie - książki do pierwszej klasy gimnazjum kosztują ponad 300 zł! Same książki! A gdzie reszta "wyposażenia"?

niedziela, 12 sierpnia 2007

W kinie też nie zapłacisz kartą

Wybrałem się dziś (a, to już było wczoraj) z córką do kina. Na Harry'ego Pottera (nb. wg mnie i córki najlepszy z całej dotychczasowej serii) do Silverscreen Targówek.

W kinie i tak bez gotówki ani rusz, bo za popcorn i colę tylko w ten sposób można zapłacić (tak na marginesie: w sumie to uważam, że to niezbyt elegancko jeść i pić w kinie, ale zazwyczaj daję się namówić - coś mi mówi, że dziś to był ostatni raz), ale za bilety na seans jak najbardziej - bezgotówkowo, kartą. W dodatku okazuje się, że przy płaceniu kartami wydanymi przez Citi dostanę rabat - świetnie, akurat mam taką.

I co? i pstro: oczywiście terminal nie działa ("od pół godziny nam już nie działają" - cytat z pani kasjerki). To już drugi raz w ciągu dwóch tygodni spotyka mnie taka wątpliwa przyjemność - dobrze, że tym razem miałem gotówkę (na ten popcorn ;)) więc odeszliśmy z biletami a nie z kwitkiem. Ale rabatu już nie dostałem.

Kartami płacę używam już ładnych parę lat, ale dopiero ostatnio coraz częściej spotykam się z awariami uniemożliwiającymi dokonanie płatności - na palcach jednej ręki można by policzyć sytuacje z którymi się zetknąłem. A tu masz, jedna po drugiej - pech, czy cofamy się w rozwoju?

Mam nadzieję, że jeśli uda się pomyślnie doprowadzić do ME Euro 2012, to również całą infrastruktura telekomunikacyjna nadąży i nie będzie fundować takich niespodzianek kibicom z całej Europy.

poniedziałek, 30 lipca 2007

Lepper z Giertychem, Kaczyńscy, Tusk i Kwaśniewski z Korwinem w YouTube?

Wszyscy razem i każdy z osobna? I to nie w śmiesznych filmikach składanych przez żądnych rozrywki internautów lub w świetnych, acz prześmiewczych muppetach macdaca, a w profesjonalnych nagraniach, odpowiadający na wszystkie, nawet te niewygodne pytania. Brzmi to zupełnie nieprawdopodobnie, a jednak...

Google Polska na swoim oficjalnym blogu pisze o wykorzystaniu serwisu YouTube przez kandydatów do fotela prezydenckiego w kampanii wyborczej. Oczywiście nam jeszcze do Stanów daleko, ale... YouTube ma polską wersję, serwis zresztą należy go Googla (o czym informuję jakby ktoś jeszcze nie wiedział), to że Google Polska pisze o tym na swoim blogu o czymś świadczy (albo i nie, ale fakt medialny powstał). Telewizja Polska (iTVP) ma swój oficjalny profil na YouTube, więc zaplecze jakby gotowe.

Polska blogosfera polityczna też jest nieźle zaprawiona w bojach (na razie pomiędzy sobą), ale oglądając (czy słuchając) z jednej strony autorów Aplauzu i Zaakceptowania a z drugiej takiego np. galbę z kataryną można liczyć na niezłe widowisko ;) Nie można też lekceważyć młodych kadr wykutych w toruńskiej kuźni medialnej o. dyrektora - on to przewidział i słusznie postawił na właściwy kierunek kształcenia.

Biorąc pod uwagę obecne lisopisie zawirowania i niepewność co do trwania obecnego układu, można przypuszczać, że na jesieni będzie się działo!

niedziela, 29 lipca 2007

Niedziela bloggera

Google Reader zaatakował mnie dziś wieczorem niezliczoną wprost liczbą nowych, nieprzeczytanych informacji. Około jednej trzeciej blogów których kanały czytam w moim czytniku RSS aktualizowanych jest codziennie, są też takie na których nowe posty pojawiają się rzadziej niż raz w tygodniu. Średnia to aktualizacja co 2 - 3 dni.

Natomiast dziś niemal wszystkie (trochę przesadzam, to dla wywołania dramatycznego efektu i próby dopasowania rzeczywistości do z góry założonej tezy :) ), w każdym razie znakomita większość zameldowała o nowych wpisach.

Czyżby niedziela była ulubionym dniem blogerów? Czy to prawda, że w niedzielę najlepiej się pisze?

Zdążyłem? ;)

sobota, 28 lipca 2007

Karta kredytowa to za mało?

W jednym z moich poprzednich postów pisałem, że przy dokonywaniu zakupów czy różnego rodzaju płatnościach preferujemy gotówkę a kart płatniczych, nie mówiąc już o kartach kredytowych nie uważamy za wygodny środek płatniczy. Nawet coraz bardziej agresywne promocje banków, wciskających niemal na siłę swoje karty wszystkim klientom na prawo i lewo, nie są w stanie przekonać rodaków o niewątpliwych zaletach kart płatniczych.

W zasadzie wcale mnie to nie dziwi, w naszym kraju wciąż jeszcze zbyt mało jest punktów handlowych akceptujących "plastikowe pieniądze". Na początku lipca miałem niewątpliwą przyjemność wypoczywać we flagowym niemal polskim nadmorskim kurorcie - w Łebie. Nie jest to maleńkie miasteczko przytulone do morza i wykorzystujące swoje pięć minut podczas dwóch miesięcy wakacji. Na hasło "Łeba" Google wyświetla ponad 3 miliony stron. A w trakcie dwóch tygodni (deszczowych niestety, brr) kartę miałem okazję wyciągnąć tylko wypłacając gotówkę z bankomatu, no i jeszcze w aptece, apteki to jedyne miejsca gdzie można w ciemno niemal być pewnym, że akceptują karty.

Apteki i stacje benzynowe, te drugie chyba są nawet jeszcze pewniejsze pod tym względem. Ale czy na pewno?

Otóż nie zawsze. Kilka dni temu, podjechałem na stację - w stolicy, dużą, należącą do jednego z czołowych graczy na rynku. Zatankowałem do pełna, za jakieś 200 zł i gdy spokojnie udałem się do kas. Tam już było nerwowo:
- Kaśka, udało Ci się? - wrzasnął pan sprzedawca po kolejnej nieudane próbie autoryzacji mojej karty - szybko, trzeba napisać kartkę, że mamy awarię i przyjmujemy tylko gotówkę.
Oczywiście takie awarie się zdarzają, to jest nie do przewidzenia. Ale co powinien zrobić klient, będąc w takiej sytuacji jak moja? Godziny były bardzo późno wieczorne, ja nie miałem wystarczającej ilości gotówki, w zasadzie nie miałem wcale, paliwo już zatankowane. Sytuacja patowa.

Ciekawe, jak byście wybrnęli z takiej sytuacji?

wtorek, 24 lipca 2007

Za rozgłos trzeba zapłacić

Nie sprawdziła sie taktyka marketingowa oddzielenia tradycyjnych form płatnej reklamy od tzw. marketingu szeptanego - informacji zamieszczanych na blogach, w serwisach społecznościowych czy forach dyskusyjnych przez "zwykłych" internautów.

Okazuje się, że zainteresowanie blogerów jest bardzo ściśle powiązane z nakładami jakie reklamodawcy przeznaczają na płatne reklamy w tradycyjnych mediach - do takiego wniosku wniosku doszli autorzy raportu The Origin & Impact of CPG New Product Buzz z badań przeprowadzonych przez Nielsen Company. Badanie dotyczyło prawie 80 nowych produktów szybkozbywalnych (FMCG), wprowadzonych na rynek w latach 2005/2006.

O wynikach badań piszą m.in. Gazeta:

Próby odchodzenia od reklamy tradycyjnej na rzecz marketingu na blogach mogą okazać się zupełnie nietrafione
i Wirtualne Media:
Oddziaływanie bloggerów na decyzje, zarówno konsumentów, jak i reklamodawców może być dużo większe niż dotychczas sądzono
- śmieszne, że te cytaty mają wg mnie zupełnie przeciwny wydźwięk ;)

W sumie w tej informacji nie ma nic specjalnie zaskakującego, to naturalne, że im większe były koszty kampanii reklamowej, tym więcej osób się nią zainteresowało i zechciało podzielić się swoimi wrażeniami. Ciekawi mnie tylko, jaką część funduszy przeznaczonych na promowanie nowych produktów przekazano blogowym trendsetterom - jaka część niby naturalnego blogowego buzzu była po prostu sponsorowana - co w prosty sposób mogłoby wyjaśnić dlaczego za większe zainteresowanie blogosfery trzeba więcej zapłacić.

Interesujące jest też, czy w badaniach uwzględniono istnienie samonakręcającego się szumu. Krzysztof Lis na blogu o zarabianiu na blogach pisze o samotworzącym się zapleczu - blogu zbierającym automatycznie wybrane na podstawie słów kluczowych informacje z kanałów RSS. Taki blog może rosnąć nawet o kilkadziesiąt postów dziennie i służy np. jako zaplecza do pozycjonowania. Chyba nikt nie jest w stanie oszacować jak duży odsetek stanowią takie spamerskie blogi.

W zasadzie to też jest szum w blogosferze, dotyczący w dodatku najbardziej oczekiwanych produktów. Tylko czy powinien być brany pod uwagę przy badaniu najbardziej popularnych tematów na które piszą blogerzy?

poniedziałek, 23 lipca 2007

Błędy Bloggera (2)

Czytelnicy (nieliczni dość, w chwili gdy to piszę FeedBurner twierdzi, że jest ich ośmioro, w tym ja sam) tego bloga korzystający z kanału RSS, zauważyli zapewne niejakie zamieszania z ostatnim postem. Przyznaję się: to moja wina, ale spowodowana niewyjaśnionym błędem Bloggera w tworzeniu etykiet, co widać również teraz: niektórych brakuje, inne wyświetlają mniejszą liczbę postów niż powinny.

Stało się to po opublikowaniu ostatniego posta o drukowanych reklamach Googla. Zamiast dokładnie przeczytać pomoc (etykiety można edytować: dodawać zmieniać i usuwać bez ponownego grzebania w postach), bez większego zastanowienia usunąłem wpis i dodałem go ponownie. Nic to nie pomogło, a wręcz przeciwnie: popsuł się link do wpisu (dodały się przypadkowe cyfry), zaśmiecił się RSS feed, a etykiet jak nie było, tak nie ma. Później zrobiłem to jeszcze raz, efekt jak wyżej.

W "znanych problemach" brak takiego jak mój. Zgłosiłem to do supportu i czekam na jakąś reakcję, ale przyznam, że z niewielką nadzieją na pomoc. Spotkaliście się z czymś takim? Może macie jakiś pomysł, jak to naprawić i uniknąć podobnych problemów w przyszłości?

A może już pora przejść na Wordpress? ;)

sobota, 21 lipca 2007

Google drukuje reklamy

Okazuje się, że Amerykanie to dziwny naród i wciąż czytają gazety. Tak, najzwyklejsze pod słońcem, drukowane gazety (lub czasopisma), zamiast całą wiedzę i najświeższe informacje czerpać z globalnej sieci. Gazety wciąż są dla Amerykanów głównym źródłem informacji. Jak wynika z badań Scarborough Research z zeszłego roku, ok. 115 milionów Amerykanów, czyli niemal 3/4 populacji czyta drukowaną gazetę przynajmniej raz w tygodniu. Tak dużej rzeszy potencjalnych klientów nie sposób zlekceważyć i każdego dnia w lokalnej prasie ukazują się tysiące reklam i ogłoszeń.

Kawałek z tego tortu (ciekawe jak duży) postanowiła wykroić dla siebie firma Google. Już od listopada zeszłego roku, z niewielką grupą wybranych reklamodawców testowano umieszczanie drukowanych reklam w 50 wydaniach amerykańskich gazet. Testy wypadły na tyle obiecująco, że od 18 lipca br. program został rozszerzony na 225 tytułów (m.in. takie jak New York Times, Washington Post czy Chicago Tribune), docierających w prenumeracie do ok 300 milionów Amerykanów oraz udostępniony dla wszystkich reklamujących się do tej pory w internecie przy użyciu AdWords (niestety, tylko w USA). 98% z testujących 50 tytułów pozostało w programie, co świadczy, że również gazety widzą w tym dla siebie dobry interes.

PrintAds, bo tak nazywa się rozszerzenie do AdWords umożliwia niemal każdemu reklamodawcy zamieszczenie dowolnej reklamy w jednym z "obsługiwanych" tytułów prasowych, praktycznie w ten sam sposób jak do tej pory na stronach internetowych. Z "małym" wyjątkiem - gazeta może ofertę reklamy odrzucić, lub zaproponować reklamodawcy inne warunki jej umieszczenia.

Wygląda więc że Google, jak zwykle zresztą, trafiło w dziesiątkę, umożliwiając firmom i przedsiębiorcom z relatywnie niedużym kapitałem zamieszczanie reklam przyciągających uwagę osób, które do tej pory nie miały z nimi styczności.

Ciekawe, kiedy Google uruchomi taką usługę w Europie i kiedy dotrze z nią do Polski. Obawiam się że nie prędko i wydaje mi się że raczej z powodu niewielkiego zainteresowania taką formą reklamy Polskich mediów. A może się mylę?

środa, 18 lipca 2007

Czy stare media boją się blogów?

Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego w mass-mediach (mam na myśli te duże, z angielska zwane mainstream media, w skrócie MSM), publikujących swoje treści w internecie, takich jak internetowe wydania Gazety Wyborczej, Polityki, Wprost, Dziennika lub Przekroju, w zasadzie wcale nie zamieszczają linków do blogów lub innych stron internetowych?

Problogger zauważa ironicznie, że szczególnie wtedy, gdy piszą o blogach czy tzw. nowych mediach.

Faktycznie, Gazeta czasem linkuje, ale jedynie do blogów na bloxie i to w zasadzie tylko gdy autorem bloga jest pracownik lub współpracownik Agory.
Nawet na stronach Polityki, na której internetowych łamach swoje blogi prowadzą związani z nią dziennikarze nie znalazłem linków do innych blogów lub serwisów (oczywiście poza reklamami ;) Owszem, adresy URL są publikowane, ale są one nieklikalne, ot w taki sposób: www.gazeta.pl.

Pod wspomnianym wyżej artykułem na Probloggerze rozwinęła się dyskusja, z której głównie przebija pogląd, że tradycyjne media (tu mała dygresja z mojej strony: zwrot media mainstreamowe, nadużywany czasem przez polską blogosferę brzmi w języku polskim po prostu potwornie, ale że nie ma chyba dobrego polskiego odpowiednika, będę używał skrótu MSM), a więc MSM po prostu boją się odpływu czytelników, dlatego na wszelkie sposoby utrudniają im przejście na inne strony. Czytelnik raz wypuszczony w gąszcz blogosfery, może już tak łatwo nie wrócić, szczególnie gdy okaże się, że zawierające konkretne treści blogi, mogą być o wiele bardziej interesujące od internetowej gazety (lub czasopisma).

Jest to zupełnie sprzeczne z jednym z przykazań blogera (o ile w ogóle blogowanie podlega jakimś zasadom, powiedzmy że wynika to z dobrych manier piszącego): publikowania linków do stron i dokumentów nawet luźno powiązanych z tematem, wychodząc z założenia że dobra treść obroni się sama, a czym więcej informacji tym lepiej. Ale wynika z tego wyraźnie, że blogi stały się realną alternatywą dla MSM, a przynajmniej odebrały im monopol na informacje , o czym pisze na swoim blogu Krzysztof Urbanowicz.

Wydaje się, że teraz tylko kwestią bardzo niedługiego czasu jest uznanie przez MSM blogów i ich autorów za równorzędnego partnera. Jakie jest Wasze zdanie?

poniedziałek, 16 lipca 2007

Blogi mają 10 lat

Mashable informuje o wielkim święcie: 10. urodzinach blogosfery ;)

Serwis, powołując się na Wall Street Journal Online pisze, że w tym roku przypada 10. rocznica powstania pierwszego na świecie bloga - niejaki John Barger postanowił notować na swojej stronie interesujące rzeczy znalezione w internecie, w formie dziennika, dzień po dniu: "(...) webpage logging the best stuff (...)" - Oxford English Dictionary uznaje to za pierwotne źródło słowa weblog.

O ile zapewne nie da się jednoznacznie rozstrzygnąć kto pierwszy założył internetowego bloga, o tyle w zasadzie środowiska opiniotwórcze są zgodne, że rok 1997 należy uznać za początek blogosfery. Ciekawe, który polski blog aspiruje do bycia pierwszym w naszym ojczystym języku?

Wall Street Journal stawia pytanie: czy blogerzy są dziennikarzami?, publikuje wypowiedzi znanych osób, na Mashable trwa na ten temat dyskusja. Dla mnie odpowiedź nie jest jednoznaczna, są dziennikarze-blogerzy (czasem też blagierzy), wiele blogów aspiruje do bycia czwartą (lub piątą) władzą i część z nich doskonale się z tego zadania wywiązuje, a z drugiej strony, niektóre blogi (celują w tym zwłaszcza te tzw. polityczne) zbyt często publikują niesprawdzone, niepotwierdzone a wręcz nieprawdziwe informacje by z czystym sumieniem nazwać ich autorów dziennikarzami.

Dla Mashable rocznica to też pretekst do rozpoczęcia nowej blogowej zabawy: 10 ulubionych blogów na 10-lecie blogosfery ;) Sam piszę od bardzo niedawna, czytam od kilku lat, ale muszę dłużej zastanowić się nad listą moich dziesięciu ulubionych. Natomiast ciekawi mnie, że nie znalazłem informacji o rocznicy na żadnym polskim blogu. A może nie czytam tych właściwych? ;)

Update:
Ciężko wybrać tylko 10 ulubionych blogów, zaglądam stale do kilkudziesięciu, prenumeruję przez RSS w Google Readerze jeszcze kilka razy tyle. Ale spróbowałem i oto moja subiektywna dziesiątka, alfabetycznie bo ciężko wyróżnić któryś ponad inne. Wybrałem te, do których najchętniej i najczęściej zaglądam i na aktualizację których zawsze niecierpliwie czekam:
733+ Chakier
AntyWeb
Dummies Guide to Google Blogger
Fraglesowe widzenie świata
Nie tylko o Operze
Polski Blogger
Poradnik webmastera
SpieprzajDziadu
Tylko po co: Krzysztof Leski
Wawrzyniec Prusky

sobota, 14 lipca 2007

Błędy bloggera

Nie, nie chodzi o błędy w Bloggerze, tytuł wpisu to bardziej "chłyt materkindody", tym razem będzie o moich błędach, jako początkującego blogera, choć Blogger też pewnie od błędów wolny nie jest - a na pewno ma pewne braki (trackback, miniblog/asides), ale o tym innym razem.

Założyłem sobie, że ten blog nie podzieli losu moich poprzednich, a już na samym początku wydaje się być porzucony. Ta chwila jeszcze nie nadeszła, po prostu miałem małą przerwę w życiorysie, zwaną potocznie urlopem ;) - o czym zresztą informowałem w blipowej wklejce z boku, ale tego przecież nikt z moich 2 czytelników (jeden to ja) nie zauważył. Przy okazji: komórkowa minirelacja z deszczowego urlopu.

Polski Blogger pisze o najczęstszych błędach w blogowaniu - w zasadzie chyba udało mi się ich uniknąć, natomiast dopiero teraz przeczytałem na fantastycznym blogu Andy'ego Beard'a kolejne porady i przestrogi. No i niestety 10. punkt - nie zaczynaj, jeśli nie masz czasu. Zresztą sam na to wpadłem, gdzieś tak w połowie urlopu ;) ale już było za późno. W dodatku zupełnie niezgodnie z punktem 6. wypełniłem wszystkie dostępne miejsca reklamami AdSense - w pewnym sensie "zainspirowany" komentarzem do jednego z poprzednich postów, a głównie żeby zobaczyć jak to działa - przez te dwa tygodnie "zarobiłem" jakieś 30 centów ;). Ale za to zalecenia z pierwszych dwóch punktów wypełniam bezbłędnie.

Ciekawe, czy te błędy w sztuce blogowania, właściwie to nawet nie błędy chyba, a niezręczności zaszkodzą Przypadkowemu obserwatorowi w osiągnięciu zamierzonej, wielkiej popularności? ;)

wtorek, 26 czerwca 2007

Płatności off-line?

Buszując po blogach, znalazłem link do małego acz sympatycznego serwisu, będącego częścią większej międzynarodowej (autorami serwisu są Chorwaci), bardzo łebdwazerowej i na szynach, całości - Lewy czy Prawy. Zabawa sprowadza się do oddania głosu na jedną z dwóch proponowanych opcji. Ankiety zmieniają się codziennie, dziś akurat wybieramy między orłem i reszką. Zresztą można również głosować w poprzednich ankietach.

Parę dni temu wybierano pieniądze lub kartę kredytową (dla ścisłości należy dodać, że karta to też pieniądze, właściwie powinno być gotówka lub karta). Wynik tego głosowania od kilku dni jest mniej więcej stały: ok. 65% do 35% na korzyść gotówki. W sumie to całkiem niezły wynik, jak na kraj, którego premier z dumą ogłasza, że nie posiada konta bankowego (w oryginalnej angielskojęzycznej wersji jest aktualnie 55% do 45% dla karty). Ale biorąc pod uwagę, że w takich zabawach biorą udział raczej ludzie mocno związani z szeroko pojętym internetem, zapewne robiący też zakupy on-line, taki wynik musi dziwić (szczególnie, że już bardzo młodzi ludzie od 13 roku życia mogą mieć i konto w banu i kartę do niego).

W każdym razie mnie to dziwi, sam często kupuję, czy to na aukcjach, czy w sklepach internetowych i nie wyobrażam sobie płacenia za te zakupy gotówką - jeśli tylko mogę, wybieram płatność kartą (jeśli nie bezpośrednio to np. przez PayPal itp.), w pozostałych przypadkach przelewem.

16 maja br. w Warszawie obradował II Kongres Gospodarki Elektronicznej, pod hasłem „Obrót bezgotówkowy i wymiana informacji szansą na zwiększenie efektywności funkcjonowania państwa”. Dużo mówiono na temat intensyfikacji działań mających na celu rozwój obrotu bezgotówkowego i instrumentów służących poprawie jego efektywności i bezpieczeństwa dla podmiotów gospodarczych. Tymczasem gotówka jest ciągle preferowana na rynku i widok przysłowiowego biznesmena z walizką gotówki wcale nie jest w polskiej rzeczywistości taki rzadki.

Obroty dokonywane kartami płatniczymi w Polsce są na średnim poziomie europejskim. Tyle że większość z nich (niemal 80%) to wypłaty gotówki. Tu zresztą same organizacje wydające karty są winne - Visa chlubi się dużym wzrostem dynamiki rozwoju systemu Visa Cashback - możliwość wypłaty gotówki w kasach sklepów przy dokonywaniu płatności kartą. Tymczasem generalnie na świecie zwrot cashback w kontekście kart płatniczych oznacza raczej możliwość zwrotu części wydatków, w stylu "co dziesiąty burgermac opłacony kartą za darmo". Z drugiej strony jest to po prostu odpowiedź na oczekiwania społeczeństwa.

Albo inny kwiatek: ostatnio w warszawskich autobusach pojawiła się intrygująca i początkowo nie bardzo dla mnie zrozumiała reklama: kupuj w internecie - płać w supermarkecie. Pod tym hasłem kryje się uruchomiona przez Citibank usługa pozwalająca opłacić gotówką w punktach Unikasa zakupy dokonane w sklepach internetowych. Dla mnie brzmi to strasznie zawile i nie wyobrażam sobie robienia zakupów w ten sposób. Ale nie sądzę żeby gigant jak Citi ładował się w przedsięwzięcie bez przyszłości.

Wygląda na to, że mimo iż coraz więcej osób w Polsce jest on-line, to płatności preferujemy zdecydowanie off-line.

niedziela, 24 czerwca 2007

Google nie lubi Opery?

Jestem zadeklarowanym użytkownikiem Opery, jeszcze od czasów kiedy Opera nie była programem darmowym (i tu się przyznam mimochodem do jednego z moich dawniejszych, porzuconych jak reszta, pomysłów na blogowanie). Ale użytkownikiem nie ortodoksyjnym - na domowym komputerze mam zainstalowane też misie i Firefoxa i zdarza mi się z nich korzystać, w firmie niestety dziwaczna polityka pozwala na korzystanie wyłącznie z przeglądarki MS. Niemniej kiedy tylko mogę używam Opery. Nauczyłem tego też córkę, żonę i nawet mamę-emerytkę. I wszyscy byli zadowoleni.

Niestety do czasu - moja ulubiona (od wczoraj ;) platformowa blogowa okazała się nie współpracować poprawnie z moją ulubioną (od zawsze) przeglądarką - nawet przyznają to oficjalnie i wygląda wręcz że to feature, not error - użytkownicy Opery są unaccounted czy też niewymieni powyżej - epitet prawie jak wykształciuchy ;) Przyznam że mam dylemat. Chwilowo (?) Opera musiała ustąpić. Ciekawe kiedy (i czy w ogóle) Google zamierza poprawić współpracę Bloggera i innych swoich aplikacji z Operą?

sobota, 23 czerwca 2007

Blogger po polsku

Wszyscy o tym piszą. Oczywiście przesadzam, ale na kilku przynajmniej blogach tudzież innych serwisach informacyjnych, oczywiście tych w naszym pięknym języku, można znaleźć informację o uruchomieniu przez Google polskiej wersji Bloggera. No to skoro Google może po polsku, to po prostu nie wypada nie odpowiedzieć na zachętę i nie pisać.

To już kolejne moje podejście do blogowania. Poprzednie kończyły się na jednym, góra dwu postach - to przez moją niecierpliwość, wszystko chciałbym od razu albo wcale. Pomysłów mam mnóstwo, zaczynam kilka(naście) rzeczy na raz i niestety bardzo często porzucam w początkowym stadium. Choć rodzinę mam już ładnych parę lat i o ile wiem, to nie zamierzam ich porzucić ;)

Co tu będzie to się okaże (taaa, zawsze tak piszę :)) - tak sobie skromnie planuję jakieś ciekawe obserwacje około internetowo/komputerowe, tudzież bankowo/finansowe (bo takie mam służbowo-prywatne zainteresowania i takąż pracę).

Acha, to tego, witam na moim blogu i sam jestem ciekaw jak długo się nim będę interesował ;)

A to mój Technorati Profile.